Trudny klient – jak go zmienić w ambasadora salonu?

Przyspieszony puls, gęsia skórka na plecach, poirytowanie – tak reaguje Twój organizm na widok nazwiska „tej” klientki w terminarzu zabiegów? W głowie tworzysz czarny scenariusz wizyty. Co tym razem będzie nie tak? Za mało? Za krótko? Za drogo?

Nakręcasz się. Szukasz sposobów, jak uniknąć konfrontacji. Może odwołać wizytę?

Czy Ty też tak masz?

Wiele razy doświadczałam takich sytuacji. Czy to znaczy, że już nie doświadczam?

Nie, wręcz przeciwnie. Są one nieodzownym elementem moich zawodowych zmagań.

Ważne jest to, w jaki sposób zaczęłam je postrzegać. A było to wiele lat temu…

Jak sobie poradzić z trudnym klientem? Mój przykład

Poranek pełen niespodzianek. Dziecko właśnie wylało sok na mój świeżo uprany i wyprasowany fartuch. Akumulator w samochodzie odmówił mi posłuszeństwa. W taksówce przypomniałam sobie, że mój terminarz został na komodzie. To jeszcze nie koniec.

W poczekalni mojego salonu czekała już na mnie „ulubiona” klientka. Jej wzrok zapowiadał burzę gradową. Nie było czasu na układanie w głowie scenariusza. Działałam spontanicznie, bez planu. Niech się dzieje wola nieba!

Kiedy pani Basia usadowiła się na fotelu w moim gabinecie, usiadłam naprzeciwko i biorąc głęboki oddech, spokojnie powiedziałam to, co w tamtej chwili poczułam.

– Jestem tutaj, żeby Pani pomóc. Co możemy dzisiaj zrobić, abyśmy obie miały dobry dzień?

Byłyśmy zaskoczone. Ja – tym, skąd wzięły się takie słowa w moich ustach. Pani Basia moimi słowami, które wybiły ją z postawy roszczeniowej.

Jak się domyślasz, mur, który dotychczas budowałyśmy między sobą, runął. Nasza relacja poprawiła się diametralnie.

Trudny klient – ambasadorem salonu

Moja trudna klientka obdarzyła mnie ogromnym zaufaniem i stała się ambasadorem mojego salonu. W przeciągu miesiąca z polecenia pani Basi zapisały się na zabiegi do mnie jej cztery koleżanki z pracy. Do dzisiaj ona sama, jej córka, a ostatnio nastoletnia wnuczka są moimi stałymi, wiernymi klientkami.

Patrząc na tę sytuację z perspektywy czasu, myślę, że życie samo przyniosło mi rozwiązanie. Ja tylko połączyłam kropki 🙂

Category: